-To tutaj. - powiedział mój ojciec, skręcając w stronę dużego ceglanego domu otoczonemu różnymi wiejskimi zabudowaniami należącymi do mojego dziadka. Nic nie odpowiedziałam.
- Zobacz, jaki ładny dom... - tata ewidentnie próbował wciągnąć mnie w jakąś konwersację, nie składającą się z "yhm" I "yy", którymi to zwrotami ostatnio porozumiewałam się z prawie całym światem. Jeszcze raz rzuciłam okiem na miejsce, w którym spędzę następne dwa miesiące. Pobyt w gospodarstwie mojego dziadka miał być swoistą karą za wagarowanie, której - niestety - nie rozumiałam. Głównym źródłem dochodu mojego dziadka była sprzedaż mleka, owoców, jajek i tym podobnych, ale hobbistycznie zajmował się hodowlą koni, a mój tata nie lubił ani swojego teścia ani koni. Kiedy miałam dwanaście lat i byłam zapaloną koniarą z brązową odznaką na koncie, moja mama spadła z konia i zginęła. Od tamtego czasu nie za bardzo chciałam mieć kontaktu z tymi zwierzętami, nie tyle z nienawiści, co ze strachu. Mój tata, zamiast pomóc mi wrócić do siebie, rzucił się w wir pracy, co w sumie mi nie przeszkadzało - sama potrafiłam zorganizować sobie rozrywkę, choć nie taką, która by mu pasowała. Zazwyczaj było to coś niegroźnego, jednak tym razem przecholowałam. Pójść na wagary i włóczyć się po mieście? Mój ojciec uznał że upadłam na głowę.
Oderwałam się na chwilę od okna i spojrzałam na podjazd, na którym właśnie parkowaliśmy. Usiadłam głębiej w siedzenie i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nigdzie nie idę. - oznajmiłam stanowczo. Ojciec westchnął.
- Emilia, przerabialiśmy już to. Albo wysiadasz, albo całe wakacje zarabiasz na siebie, pracując w lodziarni. To co? - Z wiązanką przekleństw na ustach zwlokłam się z siedzenia i wyjęłam torbę z bagażnika.
- Już jesteście? - usłyszałam znajomy głos. Obróciłam się, by trafić wprost w potężne ramiona dziadka.
- Oo, Emilka, ależ ty wyrosłaś! - krzyknął. Potem, niechętnie dodał: - Cześć, Paweł.
Tata zasalutował mu tylko i zajął się wypakowywaniem moich rzeczy z samochodu. Dziadek znów zwrócił się do mnie.
- Zobaczysz, Emilko, że nie będziesz się nudzić. mamy krowy, kury... - po chwili wahania dodał - ...i konie. - uśmiechnął się blado. - Chcesz zobaczyć stajnię? - wzruszyłam ramionami, jednocześnie czując, jak mój żołądek wariuje.
- Jasne. - powiedziałam nieco słabym głosem, i zwróciłam się do taty, z niemym błaganiem o pomoc. Ten jednak już odpalał silnik czarnego mercedesa.
- Pa, kochanie! - wrzasnął przez otwarte okno, i tyle go widzieli. No jasne, faceci zawsze się zmywają, gdy ich trzeba.
Posłałam dziadkowi wymuszony uśmiech.
- A więc chodźmy!-
***
Stajnia okazała się być budynkiem z dwudziestoma boksami, z czego tylko osiem było zapełnionych. Boksy były przestronne i wygodne, a stajnia jasna. Przechodząc obok boksu siwej klaczy z tabliczką z napisem "Platyna" przyczepioną przy drzwiach, zauważyłam jakąś wysoką blondynkę, która właśnie siodłała konia. Podeszłam bliżej, aby przyjrzeć się zarówno klaczy, jak i właścicielce. Ta pierwsza była niedużym, siwym konikiem, w sumie nic specjalnego. Za to dziewczyna... Zachowywała się jakby była tutaj stałym bywalcem.
Szturchnęłam dziadka łokciem.
- A kto to? - szepnęłam. Dziadek nawet nie spojrzał w jej stronę.
- A, to Monika. Razem z Kamilem pracują tutaj w zamian za utrzymanie. O, właśnie, pamiętasz swojego kuzyna, Piotrka? -
Pamiętałam, i to aż za dobrze. Kiedy oboje byliśmy dziećmi, Piotrek wręcz uwielbiał oblewać mnie wszystkim, co było w zasięgu jego małych łapek, a potem wrzeszczeć "A Emilka się zsikaaaałaaaa!". Na szczęście wyrósł z tego w wieku siedmiu lat, ale uraz z przeszłości pozostał.
- No więc on też tu sobie dorabia. O, właśnie, Monika, zajmiesz się Emilką? - krzyknął do blondynki. Ta z uśmiechem kiwnęła głową i podeszła.
- Cześć! - powiedziała i wzięła mnie pod ramię. - Ale się cieszę, że przyjechałaś! Oprócz mnie nie ma tu żadnych dziewczyn, a ja już mam serdecznie dosyć wszelkich organizmów płci męskiej. - zaśmiała się. Uśmiechnęłam się do niej.
- To co, sprawdzimy co umiesz?
Zbladłam gwałtownie. Ze sztucznym uśmiechem spojrzałam na Monikę.
- Ale tak już, od razu? - spytałam drżącym głosem. Monika wzruszyła ramionami.
- Czemu nie? Weź... - zastanowiła się przez chwilę - Toy'a. Stoi w boksie na końcu stajni, po lewej. Siodlarnia jest obok boksu Toy'a, znajdziesz tam też jakieś zapasowe toczki. Ja poszukam ci jakiś bryczesów i butów.
Dwadzieścia minut później stałam przed boksem dużego, kasztanowatego wałacha rasy wielkopolskiej, ubrana w pożyczone bryczesy i sztyblety, objuczona do granic możliwości. Nie tracąc czasu zaczęłam czyścić Toy'a, a jak skończyłam, zajęłam się kopytami. Na szczęście kasztanek podnosił nogę bez jakichkolwiek protestów. Następnie osiodłałam go i wyprowadziłam z stajni. Na placu czekała na mnie Monika.
- Masz jakiś palcat czy coś? - spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- A po co ci? -
- Tak po prostu pytam... - odpowiedziałam, nieco speszona.
- Dobra, wsiadaj. - nakazała Monika. Włożyłam stopę w strzemię i podciągnęłam się. Następnie usadowiłam się w siodle. Blondynka gestem nakazała mi ruszyć, co też, choć niechętnie, uczyniłam. Najpierw zrobiłam kilka okrążeń żwawym stępem, potem ruszyłam zebranym kłusem.
- Emi, anglezujesz na złą nogę. - zwróciła mi uwagę Monika. Spojrzałam na nią ze skruchą.
- Wybacz, mogłam trochę... zardzewieć. - Blondynka uśmiechnęła się do mnie.
- Spoko, każdemu się zdarza. Zrób woltę i zagalopuj w narożniku. -
Przełknęłam ślinę i wykonałam ćwiczenie, a następnie pogoniłam Toy'a do galopu. Kasztan natychmiast przyspieszył.
- Dobrze, przejdź do półsiadu. - zakomenderowała Monika.
Przegalopowaliśmy kilka okrążeń, gdy nagle usłyszałam wycie wiatru. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy Toy zaczął szaleńczo galopować po całym placu. Kurczowo trzymałam się przedniego łęku, aż wreszcie koń się uspokoił.
- Wszystko okej? - zapytała Monika. Słabo pokiwałam głową.
- Mogę już zsiadać? - zapytałam cicho. Monika skinęła głową, zmartwiona.
- Dobrze, leć już do domu, zajmę się Toy'em.
___________________________________________________________
Helou;3 Udało mi się wstawić pierwszy rozdział, fanfary proszę! Ogólnie nie jest on jakiś świetny, ale początki często są kiepskie. Jakby ktoś miał jakieś uwagi np. co do opisu jazd, walcie śmiało!
Masz niezły styl, podoba mi się ;) Na początku wyłapałam dużo powtórzeń, np. mój. Ale to jest kwestia wyćwiczenia ;) I podoba mi fabuła. Myślę, że zyskałaś stałą czytelniczkę :)
OdpowiedzUsuńMożesz dodać opcję z obserwatorami?
Spróbuję, ale ostrzegam że blogger mnie nie lubi :D Z tymi powtórzeniami mam właśnie największe problemy :)
UsuńPrzeczytałam, ale pomimo całego uroku czcionki, błagam, zmień ją XD Ja tu umierałam, kiedy musiałam dochodzić "co to za literka na końcu wyrazu", bo mam słaby wzrok i wszystko mi ostatnio znika... W każdym razie, podoba mi się Twój styl... Nawet bardzo. Do tego doszło niewyobrażalne zdziwienie, kiedy weszłam na Twój profil na Bloggerze, patrzę, a tu co? 5K, gdzie swego czasu byłam stałym bywalcem na chacie choć w sunie nigdy nie zdecydowałam się dołączyć :P No cóż, nie pozostaje mi nic jak życzyć powodzenia w dalszej pracy i czekać na nn :D
OdpowiedzUsuńCzcionka to istna masakra O_o,a co do opowiadania to super się zapowiada! :D Pozwolę dodać sobie Ciebie do linków na moim blogu, na którego Cię oczywiście serdecznie zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńCzcionkę już zmieniłam, a na twojego bloga już trafiłam :D
Usuńzapowiada się wspaniale!
OdpowiedzUsuń